piątek, 22 sierpnia 2014
czwartek, 21 sierpnia 2014

Czemu tak przeraźliwie boicie się milczenia? Gadacie, wciąż gadacie... choćby i o niczym, przysłowiowej dupie Marynie. Byleby nie zapadło to, co nazywacie krępującą ciszą, gdy pomysły na czczą wymianę zdań się wyczerpią. Zawsze tak było, czy może to tylko specyfika naszego społeczeństwa, albo obecnych czasów?
A gdyby iść do lasu i po prostu pomilczeć. Liście będą szumieć, a ptaki ćwierkać, błoto zamlaszcze pod stopami. Nie wystarczy? Skoro oboje patrzymy w to samo słońce, to czy trzeba dodawać, że świeci jasno? Brukać każdą chwilę ciągłym jazgotem?
Nie znalazłam dotąd osoby, która by zrozumiała, nie łączyła niechęci do rozmowy z niechęcią do jej towarzystwa. Być może taka właśnie jest cena za ciszę. Samotność. I pogarda. Być może wynikająca z niezrozumienia, być może z czego innego... cóż, taki los dziwaka. Do chatki na kurzej nóżce rzadko zaglądają goście. A prawie nigdy bez potrzeby.
Odrzucenie za indywidualność.
Samotność za ciszę.
Nic za darmo.
niedziela, 17 sierpnia 2014
piątek, 15 sierpnia 2014
niedziela, 10 sierpnia 2014
-Coraz bardziej przypominasz Thar - odezwała się wreszcie Penthe w zamyśleniu. - Dzięki bogom, nie robisz się podobna do Kossil. Ale jesteś silna. Chciałabym być taka silna. A ja tylko lubię jeść...
- Nie krępuj się - zachęciła ją Arha, po czym z poczuciem wyższości i z rozbawieniem obserwowała, jak Penthe powoli zjada trzecie jabłko.
Dodam jeszcze, że Thar była wysoka i szczupła, a Kossil to prosiak, podobnie jak Penthe
Widać nawet pani Le Guin pragnie dać mi do zrozumienia, że procent tłuszczu w ciele decyduje o tym, czy ktoś zasługuje na szacunek, czy nie.
piątek, 8 sierpnia 2014
Słodka wolności, jesteś sensem mojego życia. Powietrzem, bo duszę się bez ciebie; bardzo szybko odkąd zaczęłam tyle palić.
Nie mogłam już znieść tych czterech ścian, nie mogłam już znieść rodziny, wypełniającej je jazgotem, każdego kolejnego dnia, który niczym nie różnił się od minionego. Nie mogłam już znieść siebie samej. Uciekłam więc od tego, co budziło wstręt... może strach, że będzie tak już zawsze. Że nie sprostam zadaniu i własnymi siłami nie uczynię życia znośnym.
Odchodzić- to jedno w końcu potrafię. PERFEKCYJNIE.
Zatrzasnąć drzwi. Spalić mosty. Uciec po prostu. I nie spoglądać na własną Sodomę, choć słychać, jak walą się jej mury. Bo zmienić się w kamień - nie, tego bym nie zniosła. Muszę iść naprzód, oddychać wolnością i niepewnością jutra. Inaczej zginę, kawałek po kawałku, przygnieciona milionem zobowiązań, skrępowana międzyludzkimi relacjami i błędami z przeszłości. Czasem jedyne, co pozostaje, to spakować plecak i iść. Zawsze przed siebie, choć nie wiadomo dokąd tym razem. Na ogół z kimś, ale w gruncie rzeczy sama, jak przez całe życie.
Te wszystkie miasta i wsie, te wszystkie drogi, które naznaczyłam odciskiem własnego buta. Tyle miejsc, tylu ludzi. Tyle twarzy i imion, co gdzieś-kiedyś zatarły się w pamięci. Nie sposób ich zliczyć, nie sposób spamiętać i uwierzyć, że to zawsze byłam ja. Ta sama - nie ta sama? Za każdym razem inna. Z nowiutką, czystą kartą. Umiem tylko płynąć z tym prądem. Rzuca mną po świecie i nie pozwala się przywiązać, nawet gdybym kiedyś zapragnęła się tego nauczyć. Niech więc tak będzie, po co walczyć z losem.
Bo pozostać? Zatrzymać się na dłużej... na zawsze? Znaleźć DOM, nie miejsce meldunku? To potrafią tylko odważni ludzie, dzielni, odpowiedzialni i mądrzy. Albo tchórze, jeszcze więksi ode mnie, których nie stać nawet na to, by w porę zejść ze sceny.
środa, 6 sierpnia 2014
Po raz kolejny rozmyślania, których jak zwykle za nadto, kończą się konkluzją, że potrzeba mi miejsca, by je wyrazić.
Notowanie na papierze trąci bezsensem; bo i na co? Dla potomnych, których, mam nadzieję nigdy nie doczekać? Ot, czcze marnowanie papieru, a to się nie godzi. Pomarnuję więc internet, niechaj sieć rozrasta się w niebycie, wszak nikomu tym nie wadzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)